Info
Ten blog rowerowy prowadzi Mountventoux z miasteczka Kowary. Mam przejechane 38469.33 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.05 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 401673 metrów.
Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Lipiec11 - 3
- 2015, Czerwiec15 - 3
- 2015, Maj15 - 8
- 2015, Kwiecień15 - 11
- 2015, Marzec16 - 42
- 2015, Luty13 - 19
- 2015, Styczeń16 - 22
- 2014, Grudzień19 - 15
- 2014, Listopad17 - 20
- 2014, Październik11 - 21
- 2014, Wrzesień13 - 19
- 2014, Sierpień14 - 29
- 2014, Lipiec3 - 1
- 2014, Czerwiec14 - 56
- 2014, Maj19 - 52
- 2014, Kwiecień15 - 31
- 2014, Marzec17 - 75
- 2014, Luty4 - 0
- 2014, Styczeń6 - 1
- 2013, Grudzień22 - 2
- 2013, Listopad12 - 3
- 2013, Październik8 - 9
- 2013, Wrzesień10 - 0
- 2013, Sierpień13 - 6
- 2013, Lipiec15 - 6
- 2013, Czerwiec14 - 4
- 2013, Maj22 - 2
- 2013, Kwiecień8 - 2
- 2013, Styczeń2 - 0
- 2012, Sierpień8 - 1
- 2012, Lipiec4 - 0
- 2012, Czerwiec4 - 0
- 2012, Maj17 - 4
- 2012, Kwiecień26 - 3
- 2012, Marzec10 - 0
- 2011, Listopad10 - 0
- 2011, Październik19 - 1
- 2011, Wrzesień24 - 1
- 2011, Sierpień36 - 2
- 2011, Lipiec17 - 0
- 2011, Czerwiec33 - 0
- 2011, Maj37 - 0
- 2011, Kwiecień29 - 0
- 2011, Marzec23 - 0
- 2011, Luty19 - 0
- 2011, Styczeń17 - 0
- 2010, Listopad26 - 0
- 2010, Październik37 - 0
- 2010, Wrzesień28 - 0
- 2010, Sierpień38 - 0
- 2010, Lipiec27 - 0
- 2010, Czerwiec44 - 0
- 2010, Maj29 - 0
- 2010, Kwiecień15 - 0
- 2010, Marzec10 - 0
- DST 15.00km
- Czas 02:12
- VAVG 8:48min/km
- Temperatura 8.0°C
- HRmax 195 ( 95%)
- HRavg 163 ( 79%)
- Kalorie 1851kcal
- Podjazdy 1030m
- Aktywność Bieganie
Trening trasą Śnieżka Vertical Race
Wtorek, 20 maja 2014 · dodano: 20.05.2014 | Komentarze 3
Po dniu przerwy przyszedł czas na kolejny trening:) Tym razem chciałem zrobić coś specjalnego. Niestety miałem bardzo mało czasu bo o 11 godzinie musiałem jechać do pracy:( Pozostawał jednak poranek:) Kilka dni temu wpadł mi w ręce artykuł że we wrześniu odbędzie się 8 km bieg na Śnieżkę o przewyższeniu ponad 1000m o średnim nachyleniu 13%. Prawdziwa ściana płaczu. Nawet Monte Zoncolan to przy tym bułka z masłem. Chciałem też tego spróbować. Nie namyślając się długo poprosiłem ojca żeby mnie wywiózł autem z rowerem do Karpacza gdzie odbędzie się start do tego biegu. Pogoda idealna:) Rano o 4:30 wyruszyliśmy autem do Karpacza. Rower przypiąłem do słupa a sam ustawiłem się na linii startu w centrum miasta. Godzina 5 rano i ruszyłem wraz ze wschodem słońca.
Tempo spokojne. Pierwsze 1,5 km pokonywałem przez centrum Karpacza i po 11'25" wkroczyłem na tereny leśne i wybiegłem z Karpacza. Czuło się już podbieg w nogach. A najgorsze miało jeszcze nadejść. Wybiegając z Karpacza kierowałem się drogą leśną do zółtego szlaku, który łączył się z czerwonym szlakiem przy schronisku nad Łomniczką. Kiedy wbiegłem już na żółty szlak droga pokazała swoje piekielne oblicze. Z pięknej szerokiej leśnej drogi zmieniła się w wąską drogę pełną korzeni i kamieni a w dodatku nachylenie w każdym metrem stawało się coraz większe. Prędkość spadła niesamowicie. Po 40'17" i pokonaniu zaledwie 4,5 km zameldowałem się przy schronisku nad Łomniczką. Przed wybiegnięciem marzyło mi się wbiec na Śnieżkę w 1h20'00". Czas płynął bardzo szybko i powątpiewałem czy zmieszczenie się w 1h40'00". Po minięciu schroniska ukazał się mym oczom wielki kocioł Łomniczki i wijąca się wąska ścieżka pnąca się aż na sam szczyt kotła.
Rozkoszując się widokami biegłem dalej a raczej truchtałem bo nie było można tego nazwać biegiem. Szlak od schroniska bardzo się zmienił. Droga stała się lepsza a co za tym idzie bezpieczniejsza. Z każdym metrem słońce odsłaniało kolejne metry gór. Nie mogłem się nadziwić że jestem tu sam jak palec. Wokół żywego ducha. Jakby góry były niezamieszkane. Po 1h06'18" udało mi się osiągnąć wysokość Domu Śląskiego. Czas 1h20'00" nagle okazał się realny. Pozostało niecałe 14'. Jednakże pozostał najgorszy odcinek czarnego szlaku z Domu Śląskiego na samą Śnieżkę, czyli 200m do góry.
Nogi w każdym metrem stawały się coraz cięższe i oddech również. Sekundy leciały a ja ciągle nie widziałem upragnionego szczytu. 1h19'01" staje na szczycie najwyższego punktu w Karkonoszach:)) Udało się zrealizować trening w 100%. Kapitalne widoki rekompensują mi trud jaki włożyłem w dzisiejszy trening. Wokół cisza i nikogo więcej.
Pierwszy raz stykam się z sytuacją gdzie na Śnieżce nie ma żywego ducha. Niewiarygodne uczucie być tam.
Kilka fotek i zbieganie do Karpacza tą samą drogą. Po drodze jeszcze kilka fotek bo tak bardzo mi się nasze góry podobały. Po 2h12'14" dobiegam do miejsca gdzie czekał na mnie rower:) Pozostał już tylko zjazd rowerem do Kowar. W drodze do Kowar jeszcze jedno zdjęcie w widokiem na Karkonosze.
Lekko po 8 rano byłem już w domu. W sam raz na śniadanie i szykowanie się do pracy.
- DST 58.51km
- Czas 02:02
- VAVG 28.78km/h
- VMAX 55.64km/h
- Temperatura 12.0°C
- HRmax 191 ( 93%)
- HRavg 162 ( 79%)
- Kalorie 1693kcal
- Podjazdy 836m
- Sprzęt Giant TCR COMPOSITE 2 COMPACT 2011
- Aktywność Jazda na rowerze
Próba generalna przed Klasykiem Radkowskim
Niedziela, 18 maja 2014 · dodano: 18.05.2014 | Komentarze 3
Za niecały tydzień Klasyk Radkowski więc musiałem w końcu usiąść na rowerze, bo o ile dobrze pamiętam do na rowerze siedziałem pod koniec kwietnia:( Wybrałem trasę tegorocznej Liczyrzepy dystansu mini o której dowiedziałem się o Pana Andrzeja:) Pogoda istnie barowa ale było ciepło i nie padało. Pętle rozpocząłem z Kowar i na Kowarach skończyłem. Ruszyłem dość mocno ale nie ma co się dziwić głód roweru był nieunikniony. Jednak już po pierwszych km musiałem zwolnić bo nie mogłem złapać tchu. Pierwsza poważna górka to oczywiście podjazd pod przeł. Gruszkowską. Sam podjazd zajął mi 6'42". Asfalt mokry po nocy więc nie było sensu ryzykować. Do Karpnik praktycznie z góry i kolejny tego dnia podjazd pod przeł. Karpnicką, który zajął mi 4'33" ale nie był on zbyt długi. Potem z górki do Janowic Wielkich i nawrót drugą stroną rzeki, gdzie obserwowałem stan po ostatnich opadach w naszym regionie.
Rzeczywiście podniósł się on znacznie ale rzeka nie wylewała. Następnie po płaskim podążałem doliną Bobru aż do Łomnicy. W Łomnicy skręt w lewo i drogą lekko pod górkę do Karpnik. Następnie przed Karpnikami skręciłem w prawo i ponownie udałem się do Kowar. Od Kowar w kierunku Ścięgien bardzo źle się jechało. Drogowcy zerwali nawierzchnię i jechało się jak po polnej drodze. W ścięgnach w lewo i ostatni tego dnia podjazd pod Wliczą Porębę w Karpaczu. Podjazd w moim wykonaniu zajął mi 6'52". Potem to już ostatnie metry i minąłem linię mety przy dworze Liczyrzepy.
Niestety moja meta znajdowała się w Kowarach więc jechałem dalej. Następnie w dół do Ścięgien a potem do Kowar. W Kowarach zameldowałem się z czasem 2h2'01". Miałem już dość na dziś. Za tydzień wyścig a moja forma rowerowa jest słaba. W Radkowie będę miał silną grupę i nie wiem czy dam radę utrzymać koło moim towarzyszom?!A co dopiero dać zmianę. Jutro mam chęć wybrać się na test Coopera więc będę wiedział na czym stoję:)
- DST 16.00km
- Czas 01:48
- VAVG 6:45min/km
- HRmax 179 ( 87%)
- HRavg 153 ( 75%)
- Kalorie 1385kcal
- Aktywność Bieganie
Grzbietem Rudaw Janowickich
Piątek, 16 maja 2014 · dodano: 16.05.2014 | Komentarze 2
Na dziś ICM zapowiadał od samego rana silne opady deszczu więc na nic się dziś nie nastawiałem. Jednak jak już mi się często zdarzało prognozy ICM był w błędne i było i tym razem. Nie namyślając się długo zjadłem szybko śniadanie i wyszedłem na szlak. Trasę jaką dziś chciałem przemierzyć ostatni raz przemierzałem w szkole średniej kiedy oprowadzałem wycieczkę. Najtrudniejsza trudność dzisiejszej trasy to bez wątpienia podbieg pod przeł. pod Bobrzakiem na wysokość ponad 800m.n.p.m. Cała wspinaczka zajęła mi 40'16". Potem już ok. 5 km bieg po grzbiecie Rudaw Janowickich. Niestety nie udało mi się zrobić zdjęć z tego grzbietu bo las niestety rośnie w szybkim tempie. Po 1h17'34" byłem już na przeł. Kowarskiej. Szczerze mówiąc liczyłem że szybciej uda mi się pokonać ten grzbiet.
Widok z przełęczy Kowarskiej na Podgórze:)
Z przełęczy Kowarskiej zjazd na Podgórze po asfalcie. Potem jeszcze odbiłem w lewo na zielony szlak i wyleciałem nad Kowarami.
Widok na cały grzbiet Rudaw Janowickich od przeł. Pod Bobrzakiem aż po przeł. Kowarską
Po 1h48'44" byłem uśmiechnięty w domu. Ostatnio dowiedziałem się że na 16 sierpnia planowany jest bieg Trzy razy Śnieżka:) Już się nie mogę doczekać!!
- DST 12.00km
- Czas 01:28
- VAVG 7:20min/km
- VMAX 3:50min/km
- Temperatura 9.0°C
- HRmax 178 ( 87%)
- HRavg 145 ( 71%)
- Kalorie 1041kcal
- Aktywność Bieganie
Kowary - Skalnik - Kowary
Wtorek, 13 maja 2014 · dodano: 13.05.2014 | Komentarze 3
Pogoda w ostatnim czasie pod psem więc nie pozostało nic innego jak szlifować formę bieganiem. Tym razem się wybrałem na najwyższy szczyt Rudaw Janowickich Skalnik 945m.n.p.m. Tempo od samego początku wolne.Pierwsze 1,5 km to całkiem płaskie ale następne km to już bardzo stromo. Przy leśniczówce melduje się po 23'34" a dalej to bieg po zielonym szklaku.
Jak sięgam pamięcią kiedyś ten szlak był bardzo zaniedbany ale widać teraz że jest on nie do poznania. Chyba zacznę tu częściej zaglądać. Po 48'24" udało się wbiec na szczyt. Nie mogłem się powstrzymać żeby na górze zrobić kilka zdjęć:) Ostatnnie metry to wspinaczka do schodkach na szczyt skałki.
A tak się prezentują widoki ze Skalnika:)
Widok na Karkonosze i Kowary:)
Nie pozostało nic innego jak szybko zbiegać bo już nadciągały chmury. Po 1h28'30" byłem już w domu:) Jak na razie nie mam w zanadrzu imprez biegowych więc w spokoju mogę się szykować na najbliższe wyścigi Radków i Tour de Mala Skala.
- DST 10.00km
- Czas 00:44
- VAVG 4:24min/km
- VMAX 3:36min/km
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 202 ( 99%)
- HRavg 191 ( 93%)
- Kalorie 787kcal
- Podjazdy 50m
- Aktywność Bieganie
XXIII Memoria Michała Fludra we Wleniu 2014
Niedziela, 11 maja 2014 · dodano: 12.05.2014 | Komentarze 15
XXIII Memoriał MIchała Fludra to jedna z niewielu już imprez biegowych przy których czas się zatrzymał w miejscu i nie wszedł elektroniczny pomiar czasu. Jak za dawnych czasów czas mierzony jest stoperem:) Rano razem z całą moją rodzinką pojechaliśmy do Wlenia. Pogoda bardzo wietrzna ale pogodna. Udało się szybko zaparkować i udać się zapisać na bieg. W biurze zawodów zastała mnie wielka kolejka ludzi oczekujących na zapisanie i odbiór numeru. Ponad 30 min straciłem żeby się zapisać. Zapisy były jak już wcześniej wspomniałem tradycyjnie na kartce papieru:) Stąd taki czas oczekiwania. Ale udało się zapisać i mogłem spokojnie wraz z rodzinką zrobić rekonesans trasy. Trasa liczyła 5 pętli po 2 km każda. Trasa płaska z jednym małym podbiegiem w środku pętli. W odróżnieniu do zeszłego roku byłem pewny swego. Cel był jeden: czas poniżej 45'. W ubiegłym roku przebiegłem tą trasę w czasie 47'40". Poniżej 45' 10 km nigdy wcześniej nie udało mi się przebiec więc cel był ambitny. Ostatnie 2 tygodnie praktycznie nie jeździłem na rowerze i skupiłem się na bieganiu żeby zbliżyć się do tego wyniku. Na starcie wg organizatorów stanęło 122 osoby więc było z kim się z ścigać.Start zaplanowano na 12:15 więc chwile przed startem pożegnałem moje dziewczyny i ustawiłem się na końcu peletonu. Wiedziałem że trasa na początku jest szeroka więc nie będę miał problemu przechodzenia słabszych ode mnie.Godzina 12:15 i ruszyłem bardzo energicznie do przodu od razu zyskując kilka pozycji. Tętno od samego początku pojechało do góry. 1 km i czas 4'23" więc taktyka póki co działała. Staram się trzymać mocne i równe tempo. W połowie 2 km widzę jak moja rodzina gorąco mnie dopinguje co podnosi mnie na duchu i jeszcze bardziej dopinguje.
Kończy się pierwsza pętla a zarazem 2 km biegu i czas na zegarku pokazuje na kolejnym kilometrze 4'27" a łączny czas 8'51" i aż 9 " zapasu:) 3 km przebiegam w czasie 4'39" i stracę wcześniej zyskane 9 " :( Zaczynam wątpić w to że zbliżę się do granicy 45'. Rozpoczyna się 4 km biegu i zaczynają mi się problemy w nogami tzn. narastający ból w obydwu mięśniach ud. Nie mam pojęcia co się dzieje!Dlaczego tak szybko takie coś nie dopada. Nigdy wcześniej nie miałem z tym problemu. Bardziej to kolana mi dokuczały. Ale trudno biegnę dalej i czekam na rozwinięcie sytuacji. Czas 4 km 4'25". 5 km biegu cały czas dokucza mi ból mięśni. 5 km ma dać mi odpowiedź jak to będzie wyglądało dalej. Ale raczej nie ma co liczyć że ból się wycofa. Na półmetku biegu tj. 5 km łączny czas osiągam 22'30" czyli czas dokładny na 45' :) Porównując ubiegłoroczny wynik to miałem dziś czas lepszy o 58". Rozpoczyna się 6 km biegu chwyta w końcu butelkę z wodą bo zaczyna mi doskwierać suchość w ustach. 6 km biegu zostaje zdublowany przez pierwszych zawodników. Niesamowite jakie oni mają tempo! Nawet nie próbuję usiąść na kole. Biegnę swoim tempem. 6 km i czas 4'25". Zaczynam powoli tracić siły i czas.
Po 6 km mam 5" przewagi do zaplanowanego tempa:) Do końca zostały już tylko 4km biegu. Wtedy w głowie pojawiała myśl żeby jeszcze powalczyć i dać z siebie 110%. 7 km trasy i 4'30". W dalszym ciągu tyle samo mam przewagi jak na 6 km. 8 km kończył 4 pętle i do końca pozostało tylko jedno okrążenie. Czas 8km 4'27". Mam 8" zapasu. Nie mogłem takiej szansy zaprzepaścić choć nogi odmawiały już bardzo posłuszeństwa. Niestety 9 km przebiegłem w czasie 4'34". Z 8" zrobiło się 4" a do mety pozostał już tylko 1 km. Od tej pory biegłem ile sił miałem w nogach, mięśnie zakwaszone na amen ale biegłem. Ostatkiem sił wpadam na metę i patrze na ostatni km i wyszło 4'18" :) Nie do wiary że ledwo biegnąc ostatni km przebiegłem najszybciej z wszystkich poprzednich. Ostateczny czas 44'46" to oznacza czas poniżej 45' :) Ale jestem zadowolony!!! Ustanowiłem w ten sposób swój rekord życiowy na 10 km:)
P.s. Specjalnie dla kolegi Marcina policzyłem stratę do zwycięzcy i wyszło lepiej o 3'21" niż w tamtym roku:)
- DST 7.50km
- Czas 00:47
- VAVG 6:16min/km
- Temperatura 14.0°C
- HRmax 191 ( 93%)
- HRavg 162 ( 79%)
- Podjazdy 211m
- Aktywność Bieganie
Pętla Bukowa
Piątek, 9 maja 2014 · dodano: 09.05.2014 | Komentarze 3
XXIII uliczny memoriał Michała Fludra zbliża się wielkimi krokami więc w tym tygodniu wszystko przygotowuje pod ten 10 km bieg w Wleniu:) Czas aby poprawić wynik z ubiegłego roku który wynosił 47'40". Jestem dobrej myśli choć dziś bardzo ale to bardzo się męczyłem a do pokonania była tylko jedna górka. Mianowicie początek z Kowar na Wojków był z górki i biegło się wyśmienicie. Potem jak zaczął się 1,2 km podbieg tętno poszybowało nie wiadomo z jakiego powodu do góry i mordowałem się pod szczyt wzniesienia, który był koło leśniczówki. Cały podbieg został niedawno wyremontowany drogą szutrową więc komfort pokonywania tego wzniesienia był bardzo dobry. To był jedyny pozytywny aspekt. Potem to już tylko delikatny zbieg do Kowar na który bardzo się cieszyłem. Czas biegu wyniósł tylko nieco ponad 47' a czułem jakbym biegł kilka godzin:( Jutro prawdopodobnie wolne a w niedziele owy bieg:)
- DST 15.00km
- Czas 02:07
- VAVG 8:28min/km
- HRmax 189 ( 92%)
- HRavg 149 ( 73%)
- Aktywność Bieganie
Kowary - Skalny Stół - Kowary
Środa, 7 maja 2014 · dodano: 07.05.2014 | Komentarze 3
Dziś wszystkie prognozy zapowiadały deszcze ale kiedy rano się obudziłem zobaczyłem piękne niebo:) Nie namyślając się ubrałem buty i pognałem na Skalny Stół:) z myślą że za 3 razem w końcu uda mi się zrobić kilka ładnych fotek tego podjazdu. Było rano bardzo ciepło więc zabrałem ze sobą bidon picia bo czekała mnie ponad 2 godzinna walka z czasem:) Od startu tempo wolne ponieważ obawiałem się kolan po sobotnim biegu. Ale odziwo nogi pracowały dziś bez zarzutu i mogłem się rozkoszować biegiem. Do Budnik ciągle jednak w cieniu lasu. Ale kiedy za Budnikami zaczął się decydujący moment wspinaczki przywitało mnie piękne słoneczko:) Od razu lepiej się biegło choć tętno na tym odcinku momentami dochodziło do 189ud.min. Co chwile oglądałem się za siebie aby w końcu móc podziwiać piękne nasze krajobrazy.
Kowary są widoczne przy pierwszym drzewie z prawej:)
Teraz dopiero widać ile sił trzeba włożyć żeby pokonać odcinek z Budnik na Skalny Stół. Przewodniki piszą o 55' wspinaczki z owych Budnik. Mi się dziś udało wejść w 30'.
Taką drogę trzeba pokonać żeby stanąć nogą na Skalnym Stole
Będąc już na szczycie nie mogłem pominąć zdjęcia ze Śnieżkę jednak i tym razem najwyższy nasz szczyt był spowity w chmurach i wyszło mnie więcej coś takiego...
Na pierwszym planie Czarna Kopa i schowana Śnieżka:(
Po krótkiej chwili napiewania się widokami obróciłem się na pięcie i pognałem tą samą trasą w dół do Kowar. Zjazd ze Skalnego Stołu nie należy do łatwych. Dosłownie na każdym metrze korzenie i kamienie a do tego duże nachylenie sprawia że bardzo trzeba uważać. Łatwo o kontuzje. Zbieganie do samych Kowar zajęło mi aż 55'. Po 2h7'01" zameldowałem się pod domem.W końcu udał się trening przy ładnej pogodzie:)
- DST 18.80km
- Czas 00:49
- VAVG 23.02km/h
- VMAX 31.00km/h
- Temperatura 3.0°C
- HRmax 138 ( 67%)
- HRavg 114 ( 55%)
- Podjazdy 170m
- Sprzęt Giant TCR COMPOSITE 2 COMPACT 2011
- Aktywność Jazda na rowerze
Jelenia Góra - Kowary
Wtorek, 6 maja 2014 · dodano: 07.05.2014 | Komentarze 2
Powoli z pracy do domu a w międzyczasie fotka grzbietu Kowarskiego tj. Skalnego Stołu 1281m.n.p.m. gdzie czasem zdarza mi się trenować biegi:) Jutro zapowiadają deszcze ale może znajdę okienko pogodowe i w końcu ukaże mi się droga na Skalny Stół:)Bo jak do tej pory to 2 razy podjeżdżałem w kompletnej mgle:(
W całej okazałości grzbiet Kowarski wraz ze Śnieżką:)
- DST 21.10km
- Czas 01:43
- VAVG 4:52min/km
- HRmax 198 ( 97%)
- HRavg 190 ( 93%)
- Aktywność Bieganie
II Półmaraton Jeleniogórski
Sobota, 3 maja 2014 · dodano: 03.05.2014 | Komentarze 6
II Półmaraton Jeleniogórski to kolejny przystanek jeśli chodzi o bieganie. Start w Jelczu - Laskowicach nie doszedł do skutku więc skusiłem się na start w Jeleniej Górze. Trasa podobna do zeszłorocznej rzecz można nawet że nawet łatwiejsza. Tym bardziej ostrzyłem sobie apetyt na poprawienie mojego rekordu jeśli chodzi o półmaraton. Cel był jeden zejście do 1h40'00". Warunki pogodowe jak na Maj zdawały przypominać pogodę z grudnia. Warunki podobne do zeszłorocznych. Było ledwie 3 stopnie jak dojechałem autem na miejsce biura zawodów. Kiedy zajechałem strasznie nie chciało mi się wychodzić na te zimno. Po krótkim ogrzaniu wyszedłem jednak na ten ziąb i poszedłem zapisać się i odebrać numer. Wokół pełno biegaczy. Czuć był w powietrzu wielkie święto biegowe podobna atmosfera towarzyszy wyścigom kolarskim. W miarę szybko odebrałem numer startowy i ponownie uciekłem do ciepłego auta. Do linii startu było ponad 1 km więc w sam raz wykorzystałem to na rozgrzewkę. W miarę rozgrzewania czułem lekkość nóg co napiewało mnie optymizmem. Na miejscu spotkałem się z Sylwią, koleżanką z pracy, która również skusiła się na występ tylko że na 10 km.
Kiedy minuty do startu upływały nie ubłaganie planowaliśmy jak taktycznie rozegrać ten bieg. Mając nauczkę z poprzedniej edycji kiedy zaraz po stracie musiałem się zatrzymać bo było zwężanie drogi razem z Sylwią ustawiliśmy się w sektorze dla kozaków na czas poniżej 1h20' :) To gwarantowało nam przebiegnięcie bez stania w korku.
Taktyka na bieg była podobna do tej z Sobótki z tym że czas biegu podciągłem do 6 min a marsz do 30". Kilka minut jak tak staliśmy oczekując na start przed nami pojawiła się moja znajoma Karolnia z wcześniejszych moich biegów. Z wyników wynikało że jest ciut lepsza biegowo ode mnie ale w moim zasięgu. Kiedy ją zobaczyłem zaświtał mi pomysł żeby trzymać się jej od samego startu. Ww tej chwili moje wcześniejsze założenia biegowe wzięły górę nad kobietą za którą miałem biec jak przyklejony. Godzina 10 i start z Placu Ratuszowego. Od razu wąskie i ciasne uliczki ale bądąc z przodu mam ten komfort że bardzo sprawnie je pokonuje i najgorsze zwężenie przez które z zeszłym roku musiałem stać. Wybiegam na szeroką jezdnie i ulicą Sudecką biegne zaraz za Karoliną. Tempo po 1 km 4'25" a śr. tętno 171. Jest dobrze tylko że wcześniej zakładałem tempo na km 4"45. Non stop trzymam się pleców mojej rywalki zapominając o przerwach. Po 4 km trasa się wypłaszcza a ja melduje się z czasem 18'02". 5 km i czas 22'33". Od tego miejsca zaczynam nie wytrzymywać tempa rywalki. Zaczynam tracić dystans i nie trzymać tempa:( Raz po raz zaczynają mnie wyprzedzać kolejni biegacze. Dochodzi mnie myśl że za szybko rozpocząłem ten bieg. Biegnę dalej i myslę... Zbliża się nieubłaganie 8 km a zaraz za nim jest rozwidlenie dróg na 10 km i 21 km. Dobiegając do tego miejsca w głowie tworzą mi się różne myśli co zrobić?Biec tylko na 10 km i dać sobie spokój czy męczyć się i walczyć z własnym organizmem. Analizuje na szybko fakt jaki mam czas na 8 km wychodzi 37'20" a mój zakładany międzyczas to 37'55". Mam ponad 30" zapasu:) W ostatniej chwili szala przechyla się na 21 km. Siły z każdym krokiem mnie opuszczają i dopiero teraz zaczynam stosować metodę marszu. Niestety było już za późno. Nogi były już bardzo zmęczone. 10 km i czas 46'50" wciąż utrzymuje niewielką przewagę na zakładanym czasem. Tempo niemiłosiernie spada i słyszę głosy" dalej nie zwalniaj". 12 km jestem ponownie na Placu Ratuszowym i spoglądam na zegarem pokazuje czas 56"41 już tylko pozostało 12" z mojej przewagi. A tu ponownie zaczyna się podbieg pod ulicę Sudecką. Zagryzam zęby i biegnę dalej. Robię coraz więcej przerw na marsz. Nogi powoli odmawiają posłuszeństwa. 13 km prawie na wzniesieniu Sudeckiej i kolejny raz spoglądam na zegarek i widzę 1h02'12. Tutaj kolejny raz mam podcięte skrzydła zakładany czas to 1h01'37". Czyli 35" powyżej zakładanego czasu:( Od tej chwili staram się z całych sił tylko poprawić zeszłoroczny rezultat który wynosił 1h43'33". W tym momencie mam jeszcze ok. 3' zapasu a do mety jeszcze 8 km. Mijają mnie kolejni zawodniczy. Co chwile staram się utrzymać komuś na kole ale nie daje rady. Niesamowita bezsilność. 18 km już tylko 3 km a wydaje mi się że to bardzo daleko. Przeokropnie jestem zmordowany. Czas na 18 km 1h27'33" i tylko 1" zapasu jeszcze została w porównaniu do zeszłego roku. 19 km nogi stają się jak z kamienia i pojawia się ból w kolanie. Jeszcze chwytam jakiś napój izotoniczny żeby się nawodnić. 20 km dobiegam do stadionu nie patrze już w tej chwili na zegarek tylko biegnę jak tylko potrafię najszybciej. Wbiegam na stadion i zaczyna się 1h43' biegu. A do mety już tylko 300m. Sekundy biega niemiłosiernie. Pot leje się strumieniami a ludzie biją brawo. Wbiegam na metę i patrzę na czas 1h43'57". Nie mogę uwierzyć ale przegrywam swój bieg i walkę z czasem o 24" :( Na mecie wita mnie Sylwia i dodaje mi otuchy że mam bardzo dobry czas. Dałem z siebie wszystko ile dziś mogłem i nie poprawiłem nawet czasu w zeszłego roku a było bardzo blisko.Czułem że dziś jest ten dzień.
- DST 19.00km
- Czas 00:44
- VAVG 25.91km/h
- Temperatura 7.0°C
- HRmax 145 ( 71%)
- HRavg 124 ( 60%)
- Sprzęt Giant TCR COMPOSITE 2 COMPACT 2011
- Aktywność Jazda na rowerze
Jelenia Góra - Kowary
Piątek, 2 maja 2014 · dodano: 02.05.2014 | Komentarze 1
Ciężki powrót do nocy z pracy. Dziś odpoczynek i jutro prawdopodobnie udział jednak w półmaratonie w Jeleniej Górze:) Nogi coraz lepsze co mnie cieszy:)