Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Mountventoux z miasteczka Kowary. Mam przejechane 38469.33 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 401673 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Mountventoux.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Wyścigi 2014

Dystans całkowity:626.05 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:21:22
Średnia prędkość:29.30 km/h
Maksymalna prędkość:71.94 km/h
Suma podjazdów:9863 m
Maks. tętno maksymalne:204 (100 %)
Maks. tętno średnie:185 (90 %)
Suma kalorii:17757 kcal
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:62.61 km i 2h 08m
Więcej statystyk

Czasówka Kaczawska 2014

Sobota, 20 września 2014 · dodano: 27.09.2014 | Komentarze 1

Czasówka Kaczawska na trasie Wojcieszów - Podgórki zawsze mnie motywowała. Na pierwszych moim dwóch startach zawsze poprawiałem swoje osiągnięcia. I tym razem miałem w planach poprawić się czasowo. Ale niestety nie było tak kolorowo. Gdyby nie Krzywy i Fredek to wogóle bym nie pojechał choć byłem już na miejscu. Dzięki koledzy wielkie za wsparcie. Mianowicie czekając na swój start nagle wybuchła mi opona, dętka a co najgorsze podczas wybuchu rozerwało obręcz koła. Tak więc zostałem bez koła. Dopiero 5 min przed startem koledzy załatwili mi koło od dziewczyny startującej i mogłem wystartować. Bez jakiejkolwiek rozgrzewki ruszyłem na trasę. Dziwnie się jechało bez licznika ale coż jechałem co sił w nogach od samego startu. Pogoda idealna nic prawie wiatru. Zaraz po starcie nogi mi zesztywniały. Na swoim pierwszym punkcie kontrolnym w porównaniu do zeszłego roku byłem szybszy o 37". Następny pomiar pokazał że jeszcze zwiększyłem przewagę do 51". Ostatni kilometr to już jazda ostatkiem sił. Czas 18'08" daje mi poprawę do zeszłego roku o 1'20". Bardzo cięszę się z uzyskanego rezultatu. Choć na nie swoim kole jechało się rewelacyjnie. Teraz przerwa na szukanie kół:)
Czasy: 2012  19'57"
             2013  19'28"
             2014  18'08"
Porównując czasy do czasówki Kowary - Okraj tendencja jest na odwrót. Widać że z końcem sezonu jeździ mi się najlepiej:)


Kategoria Wyścigi 2014


  • DST 70.50km
  • Czas 02:35
  • VAVG 27.29km/h
  • VMAX 67.29km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 193 ( 94%)
  • HRavg 174 ( 85%)
  • Kalorie 2255kcal
  • Podjazdy 1680m
  • Sprzęt Giant TCR COMPOSITE 2 COMPACT 2011
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

GMPM 2014 Sosnówka

Niedziela, 7 września 2014 · dodano: 07.09.2014 | Komentarze 1

Kolejny dzień zmagań:) Dziś GSMP w Sosnówce:) Jak to miało miejsce wczoraj na zawody pojechałem z całą rodziną. Na miejscu spotkałem Marcina i Fredka. Brakowało mi jedynie Ariela, który zapowiadał swój udział w tej imprezie. Pogoda "prawie" idealna. Dziś samopoczucie znacznie lepsze niż wczoraj. Nasz start zaplanowano na 10:18 więc jeszcze przez chwile mogłem zrobić krótką rozgrzewkę. Chwile przed startem małe zamieszanie z numerami ale wszystko się udało. Start i od razu dwa sztywne podjazdy pod Borowice. Trzymam się zaraz za Marcinem żeby komfortowo rozpocząć zjazd do Podgórzyna. Niestety kiedy minęliśmy dach wyścigu rozpoczęła się moja udręka. Mokry śliski asfalt tak mnie sparaliżował że spadłem na jedne z ostatnich miejsc:( Widziałem tylko jak Maricn i Fredek i cała reszta stawki uciekają mi a ja nie mogę nic zrobić. To co miało byc moją przewagą stało się moją pietą achillesową. W Podgórzynie zaczyna się tworzyć grupa pościgowa, która najpierw łapie Fredka a potem zaciekle gonimy pierwszą grupę. Zaraz przed Sosnówką udaje się złapać pierwszą grupę i wszyscy jedziemy razem. Bardzo mocno mnie kosztował pościg za peletonem. Skręt w prawo i rozpoczynamy pierwszy podjazd pod Sosnówkę. Tutaj płacę za wcześniejszą pogoń. W połowie podjazdu nie daję rady i jadę swoim tempem. Tworzy się grupetto w 4 osobowym składzie m.in. Tez jest Fredek:) Fajnie się jedzie z kimś znajomym. Tak mijają 2 okrażenia i nic się nie zmienia. Zaczynamy 3 i tutaj Fredek zaczyna mieć kłopoty i zostaje z tyłu. Wczesniej uciekł nam jeszcze jeden zawodnik z naszego grupetto. Tak więc zostaliśmy razem z kolega Adrianem z Krakowa. Uzgodniliśmy że na zjazdach on będzie prowadził a ja będę pracował na płaskim i pod górę.  W połowie 3 okrążnia nagle słyszę że coś mi haczy o tarcze kobry. Patrze że  pomka się wysunęła i zaczyna się wkręcać w tryby. Adrian zwalnia i czeka na mnie. Chwile mi zajmuję aby usunąć usterkę. Współpraca z Adrianem układała się znakomicie. Aż do 5 okrążenia kiedy zaczał się decydujący podjazd do mety. Kryzys dopadł mnie w najgorszym momencie nagle złapał mnie głód i słabość. Adrian odejżdża a ja zmagam się ze swoją słabością. Ostatnie 4 km to walka o przetrwanie. Mozolnie wspinam się do góry. Chwile przed meta mija mnie Paweł Bury, który przez chwile dodaje mi otuchy. Zbiegam się jeszcze w sobie, wstaje na pedały i kręce aby ukończyć rywalizację. Udaję się po ponad 2h35' wjechać na metę. Chwile potem jestem już żoną i Hanią, które czekały na mnie z niecierpliwością. Jak się potem okazuje zająłem 3 miejsce w amatorach a Marcin 1. Wielkie Brawa. Sam wyścig był super!! Fajnie jest się pościgać kiedy są drogi zamknięte i można jechać cała szerokością drogi.
Jesli chodzi o analizę to wyszło tak:
1 okrążenie 25'24" HR avg 181
2 okrążenie 29'36" HR avg 180
3 okrążenie 31'03" HR avg 175
4 okrążenie 31'47" HR avg 173
5 okrążenie 34'56" HR avg 172
Porównując 4 okrążenia do zeszłego roku wyszło o 4'36" lepiej. Jednak w zeszłym roku były inne warunki i wiał wiatr.


Kategoria Wyścigi 2014


  • DST 56.00km
  • Czas 01:38
  • VAVG 34.29km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • HRmax 200 ( 98%)
  • HRavg 183 ( 89%)
  • Podjazdy 766m
  • Sprzęt Giant TCR COMPOSITE 2 COMPACT 2011
  • Aktywność Jazda na rowerze

Liczyrzepa 2014

Sobota, 6 września 2014 · dodano: 06.09.2014 | Komentarze 2

Maraton Liczyrzepa w Karpaczu. Jakby nie patrzeć to wyścig na własnym podwórku. Od dłuższego czasu się na niego szykowałem i w końcu przyszedł ten moment. Wstałem rano wyspany jak nigdy i  z cała rodzinką pojechaliśmy do Karpacza. Pogoda idealna na jazdę. Wokoło grupki kolarzy szykujących się do startu więc i ja postanowiłem pokręcić się trochę przed startem. Kiedy wsiadłem na rower nogi zrobiły się jak z ołowiu, tętno skoczyło do góry. Przez chwile pomyślałem że to trema. I tego się trzymałem. Godzina 10:12 i start. Od poczatku, przez cały Karpacz starałem się trzymać czuba żeby już w Karpaczu nie zostać. Udało się fajnie przejechać miasto i ruszyliśmy na Kowary. Tutaj moja 10 osobowa grupa się zjeżdza ale współpraca coś szwankuje. Nie wszyscy chcą jechać zgodnie. Nogi dalej ciężkie o tętnie już nie wspomnę. Staram się jechać żeby nie stracić. Oczywiście na skrzyżowaniach o zabezpieczeniu mogliśmy tylko pomarzyć. Kierunek Kostrzyca i tu zonk. Z przodu jadą jacyś kolarze a za nimi Tir z Biedronki, który nie może ich wyprzedzić. Oczywiście nasza grupa zwalnia, bo jak tu wyprzedzić Tira jak z naprzeciwka jadą auta. Parodia:) W końcu udaje się zjechać na Bukowiec i tu powoli przesuwam się do przodu aż wychodzę na szpice i podkręcam tempo na tyle że grupka się rwie na szczycie Bukowca. Niestety na zjeździe do Karpnik wszytko się łączy i tak wpadamy do Łomnicy cała naszą grupą. Tutaj już tylko kilka osób współpracuje a reszta się wozi. Jak to na płaskim. Wjeżdzamy do Wojanowa a tu kolejna niespodzianka zmiana trasy:) Jedziemy prosto lewą stroną rzeki po znacznie gorszej nawierzchni. I jak tu wierzyć organizatorowi?!Tutaj na wąskiej drodze zaczyna się podkręcanie tempa aż do Janowic Wielkich.  Spotykam Pana Andrzeja, który mnie dopingował. Dalej fatalnie się czuje. Zaczynam mieć kłopoty z utrzymaniem tempa grupki, która przed podjazdem pod przeł. Karpnicka zmalała o połowe. Podjazd pod przeł. Karpnicką i tu już idzie mocne tempo. Niestety w połowie podjazdu puszczam koło i 4 osoby mi odjeżdzają:(  Staram się od tego momentu jechać swoje. Na szczycie czas 5'30". Jak na wyścig to katastrofa. Na szczycie dochodzi mnie kolejny kolarz ale jego już nie puszczam. Skręt w lewo i podjazd pod przeł. Gruszkowską. Tutaj nic się nie zmienia. Grymas zmęczenia na twarzy ale jedziemy równo we dwójke. Od połowy podjazdu znowu dyktuje tempo dla nas dwojga. Kiedy jestem na szczycie przeł. Gruszkowskiej czyje ulgę. Pozostał tylko zjazd i ostatnie km do mety w Karpaczu. Zjazd  poszedł średnio, znowu obwodnica i trzeba było zwolnić bo znak stop:) nie ma zabezpieczenia wyscigu. Ruszyliśmy dalej do Ścięgien, skręt w lewo i podjazd do Wilczej Poręby. Tutaj również dyktuje tempo dla naszej dwójki. Przed końcem podjazdu dochodzimy Bartka Zająca z którym rywalizowałem z Radkowie. Tym razem cieszył mnie fakt że ja z tej naszej potyczki wyszedłem zwycięsko:) Ostatni lekki podjazd przed metą i w końcu zaczynam dobrze się czuć tętno spada, noga lżejsza i odjeżdżam jak chce moim kompanom. Na szczycie jednak zwalniam i czekam na nich żebyśmy wjechali razem sobie na metę. Od razu szukam moich dziewczyn żeby je uściskać. Tak kończy się moja przygoda z tym wyścigiem. A co do samego wyścigu zajmuje w nim 17 miejsce OPEN. Biorąc pod uwagę swoją aktualną dyspozycję to można wziąc to za sukces. Koncert życzeń jak podaje organizator można sobie między bajki włożyć. Jeśli chodzi o organizację to szkoda mówić:( Medal zawiniety w woreczek, moze do celow handlowych bo nikt nie nagradza dzisiejszych zwyciezców.

'


Kategoria Wyścigi 2014


Czasówka na Okraj 2014

Piątek, 15 sierpnia 2014 · dodano: 15.08.2014 | Komentarze 4

Przyszedł czas na ściaganie się u siebie w domu:)Mowa oczywiście już XVII wjeździe na Okraj. Plan startu musiałem tak rozplanować aby moja ukochana żona Monika mogła również wziąć udział zarówno w biegu jak i w czasówce na Okraj. Odważny pomysł ale udało się wszystko poukładać na styk. Wszystko dzięki pomocy Pana Andrzeja i mojego ojca, którzy na czas zwozili moją drugą połowę na start. Mój start przypadał dopiero na godzinę 13:13:) Godzina wybiła i ruszyłem. Od startu bardzo mocno poszedłem ale już na podjeździe pod język teściowej nogi przestały jechać:( Wcale mnie to nie ździwiło bo ile ja w ostatnim czasie jeździłem. Od tego momentu przestałem się szarpać i jechałem własnym tempem aby wogóle dojechać do mety. Aby tego było mało zapomniałem włączyć pulsometru i jechałem bez pulsu. Za przeł. Kowarską czas 18'40" mówił wszystko o mojej dyspozycji. Mimo że jechałem jeden z ostatnich zdążyło jeszcze mnie kilka osób wyprzedzić. Po niecałych 40' jazdy ukończyłem zawody na 67 pozycji. Trzeba się cieszyć z tego co się ma. Największą nagrodą była dziś dla mnie jednak postawa mojej żony, która najpierw ukończyła bieg na Okraj na 3 miejscu OPEN a jednocześnie została najlepszą kowarzanką w biegu. Start na szosie na Okraj pomimo zmęczenia też wypadł rewelacyjnie bo zajeła doskonałe 4 miejsce OPEN i była 2 wśród kowarzanek. Niewiele zabrakło do 3 miejsca. A czasu na odpoczynek miała bardzo niewiele. Tym bardziej jestem z niej bardzo dumny.    


Kategoria Wyścigi 2014


  • DST 130.00km
  • Czas 05:00
  • VAVG 26.00km/h
  • VMAX 69.15km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • HRmax 195 ( 95%)
  • HRavg 171 ( 83%)
  • Kalorie 4531kcal
  • Podjazdy 2204m
  • Sprzęt Giant TCR COMPOSITE 2 COMPACT 2011
  • Aktywność Jazda na rowerze

Karkonoski maraton rowerowy Trutnov 2014

Sobota, 2 sierpnia 2014 · dodano: 03.08.2014 | Komentarze 3

Karkonoski maraton rowerowy to pierwsza impreza tego typu zorganizowana po wschodnich Karkonoszach. Nie wypadałoby aby mnie mogło tam zabraknąć. Oczywiście jechał też Pan Andrzej, który pomału wraca do zdrowia.  W ostatniej chwili udało mi się też namówić Ariela, który zadebiutował w zawodach kolarskich. Po dojechaniu do Trutnova było czuć zapach święta kolarskiego. Wokoło pełno kolarzy, którzy już się przygotowywali do startu. My spokojnie bez pośpiechu odebraliśmy numery startowe i zrobiliśmy krótką rozgrzewkę.

Zbliżała się godzina 10 więc podążyliśmy ustawić się na start. Stanęliśmy razem z Arielem w 2/3 stawki i czekaliśmy na sygnał do startu. I zaczęło się:) Trochę to trwało zanim ruszyliśmy a już początek odjechał na dobre. Trzeba było gonić. Najpierw ulicami Trutnova a potem ładną szeroką obwodnicą Trutnova. Tutaj już peleton zaczął się dzielić. Chwile przed skrętem w lewo minął mnie Paweł Bury do którego doskoczyłem. Niestety zaraz droga zrobiła się węższa i straciłem kilka pozycji. Paweł z góry jechał szybciej i odważniej. Ja zachowawczo. Na podjeździe pod Hradecek zaczęły się tworzyć mniejsze grupki. Tu każdy już jechał własnym tempem. W połowie podjazdu dojeżdżam do Fredka z Lubawki i przechodzę kilka pozycji wyżej. Na zjeździe w kierunku Trutnova mniejsza grupa z Fredkiem dołączyła do mojej grupki i jedziemy z Fredkiem razem. Niestety Ariela nie było:( Jadąc w kierunku Babi tempo uspokaja się widać że nikt nie chce prowadzić. Mi też się nie paliło do tego. Pod przeł. Stachelberg poszło nie co szybsze tempo i grupka się porwała. Udaje mi się wjechać na jednych z pierwszych pozycji razem Adamem Dobosz z Wrocławia (248). Potem zjazd do Zaclera i potem ładną prostą w kierunku Kralovca. Przed Kralovcem spostrzegam przez sobą kolarza w grupie z numerem 94. Był to nie kto inny jak mój odwieczny rywal z czeskich wyścigów Jan Havranek:) Przez sama Lubawką rzut oka na skład grupy ale nie dostrzegłem w niej Fredka:( Prawdopodobnie jechał własnym tempem. Do Lubawki średnia prędkość wynosiła 34km/h więc była całkiem przyzwoita. Szybko mineliśmy Lubawkę i podjazd pod Szczepanów poszedł gładko bez problemów. Wszyscy jechali grzecznie. Byłem zaskoczony że na moją obecną dyspozycję tak dobrze mi idzie. Rozpoczął się podjazd z Jarkowic pod Okraj. Tutaj zaczyna się selekcja mojej grupy od tyłu. Staram się jechać z przodu żeby nie zaplatać się w ogonie i nie gonić. Tuż przed rozdrożem Kowarskim Adam Dobosz zaczyna mieć problemy z utrzymaniem tempa i zostaje. Ja również już powoli zaczynam odczuwać skutki wyścigu. Do Okraju dojeżdżam w ogonie grupki. Na zjeździe z Okraju wszystko ponownie się zjeżdża i jedziemy w kierunku Krizovatki a potem w prawo do Pec pod Snieżku. W połowie drogi do Pecu na 70 km trasy kończy się dla mnie wyścig:( Nogi odmawiają posłuszeństwa i grupa mi odjeżdza. Od tego momentu pozostaje 60 km i już tylko walka ze swoimi słabościami. Podjazd z Pecu na Prazką Boudę, gdzie znajdował się dach wyścigu pokonałem w 29'. Pozostawię to bez komentarza. Na szczycie kubek z napojem i zjazd w dół w kierunku Lanova. Tutaj spokojnie bez pośpiechu jechałem z myślą że dołączą do mnie Fredek bądź Ariel. Niestety nie było ich widać. Dołączam do dwóch czechów na płaskim terenie i jedziemy razem. Skręt w lewo i podjazd Amultovice. Odpuszczam czechów i jadę swoim tempem. Co chwile ktoś mnie dochodzi a ja pozostaje bez reakcji. Tak też spokojnie i bez stresu udaje mi się dojechać do mety.

Cóż można powiedzieć więcej?!Ariel miał defekty na trasie i nie mogłem go widzieć. Należy mu się jednak pochwała że stanął na starcie i podniósł rękawice. Ja pojechałem jakby nie było na 100% przynajmniej do 70km potem to już było coś w stylu Flanelosa, który walczył dzielnie aby ukończyć etap. Ja zrobiłem dziś dokładnie to samo choć mogłem wycofać się w połowie etapu. I jeszcze Jan Havranek mój rywal dziś chyba też nie miał dnia bo przyjechał do mnie ze stratą 10'. Wyścig pod względem organizacyjnym wypadł rewelacyjnie. Wszystkim którzy ukończyli dzisiejszą trasę należą się wielkie brawa:)   
         


Kategoria Wyścigi 2014


  • DST 127.00km
  • Czas 04:14
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 62.57km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 204 (100%)
  • HRavg 171 ( 83%)
  • Kalorie 3837kcal
  • Podjazdy 2236m
  • Sprzęt Giant TCR COMPOSITE 2 COMPACT 2011
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kellys Rampusak 2014

Sobota, 21 czerwca 2014 · dodano: 25.06.2014 | Komentarze 3

Kellys Rampusak to kolejna impreza w Czechach z serii marathon 53x11 więc nie mogło mnie tam zabraknąć. To już mój trzeci udział w tej prestiżowej imprezie. Wyjechałem o 5 nad ranem i po 2h25" byłem u celu. Pogoda na miejscu niemal idealna na rozgrywanie zawodów. Bardzo szybko udało się załatwić formalności związane z zapisaniem się na wyścig. Została godzina do startu więc spokojnie mogłem się przygotowywać do startu. Jedynie na co mogłem narzekać to na zmęczenie jazdą samochodem na miejsce i na bolące gardło ale zażyłem odpowiednie medykamenty i było całkiem dobrze. Na godz. 9 zaplanowano na start ale już kwadrans przed startem nie było szans aby dopchać się na przód stawki. Pozostało mi jedynie ustawić się w ostatnim szeregu i czekać na start.Start i ruszamy. Chwile trwa zanim ruszam bo na starcie ponad 200 kolarzy:) Od samego startu ostre tempo pod górę i od razu wszystko się rwie a ja mam problemy żeby przebić się do przodu.

Pierwszy 3 km odcinek jazdy pod górę jadę na całość żeby załapać się do głównego peletonu. Niestety po raz kolejny na tym podjeździe peleton mi ucieka mimo moich wysiłków:( Ale nic straconego. Zaraz za szczytem formuję się grupetto w liczbie ok. 20 kolarzy. Szybki zjazd i kolejny podjazd i tu moje wielkie zaskoczenie bo  nikt nie chce dyktować tempa. Nie namyślając się długo przesuwam się do przodu i zaczynam dyktować tempo pod górę z nadzieją że jakimś cudem dogonimy peleton. Nic bardziej mylnego, nikt z moich towarzyszy ani myśli wyjść na zmianę. Tak więc holuje całą gromadę kolarzy na szczyt kolejnego wzniesienia. Zaczynają się bardzo kręte zjazdy i tu zaczynam mieć problemy z utrzymaniem tempa z góry:( Tragicznie wychodzą mi te zjazdy i spadam na ostatnią pozycję w grupetto. Kolejny podjazd i ponownie wychodzę na czoło i ciągnę całą grupę. 

Tak mijają kolejne km i nic się nie zmienia:( Tracę na zjazdach i gonię grupę a pod górę dyktuję tempo ale ile można?! Dojeżdżamy do miejscowości Rokytnice w Orlickich Horach i zaraz za miejscowością decyduje się zaatakować z małego peletonu. Na kole siada już tylko jeden czech.  Od razu zyskujemy niewielką przewagę i mamy ok. 20" przewagi nad grupą na szczycie. Niestety jak tylko rozpoczynają się zjazdy trwonię całą przewagę jaką wypracowałem na podjeździe. Ponownie grupa się zjeżdża a ja ponownie spadam na ostatnie pozycje:( Postanawiam dać popracować innym i jadę od tego momentu na końcu grupetto a jak jest sposobność to napieram się widokami. Jedziemy wąską drogą wzdłuż granicy polsko-czeskiej a nawet na moment wjeżdżamy do Polski:)

Na 77km trasy zbliżamy się do bufetu. Cieszyłem się na ten fakt bo w bidonie nie za wiele zostało picia i jedzenia. Kiedy dojeżdżamy do bufetu okazuje się że nikt prawie z mojego grupetto nie ma zamiaru się zatrzymać. Zatrzymanie w takim przypadku oznaczało pożegnanie się z całą grupą. Ja zmuszony jestem zwolnić i chwytam jedynie banana. Niestety tylko tyle udaje mi się wywieść ze strefy bufetu:( Kiedy zwolniłem i chwytałem jedzenie nagle słyszę wielki huk i trzask. Oglądam się i wiedzę jak kilka osób za mną przewracają się i wpadają na stoły z jedzeniem i piciem. Przerażająco to wyglądało. Teraz widzę na własne oczy jak wielka wola walki jest u naszych południowych sąsiadów,którzy za wszelką cenę i na pełnej prędkości chcą wziąć jedzenie i piecie w strefie bufetu. Jak bym się tam zatrzymał to pewnie wpadli by na mnie. Ufff... Dołączam do peletoniku i jedziemy razem. Teren nie co się wypłaszcza i mogę odpocząć. Niestety powoli zaczynam odczuwać zmęczenie i nogi już nie są świeże. Chyba za wysoką cenę zapłaciłem w I połowie wyścigu kiedy dyktowałem tempo. Ale cóż mądry Polak po szkodzie:) Zaczyna się przed ostatni podjazd tego wyścigu. W tym właśnie miejscu dochodzi do decydujących ataków. Od początku podjazdu czesi zaczynają podkręcać tempo. Z trudem bo z trudem ale udaje mi się utrzyamać tempo najlepszych z peletoniku. Jednakże grupetto porwało się na tym podjeździe całkowicie. Na szczyt wjeżdżam jak trzeciej pozycji. I ponownie zjazd i ponownie zostaje dogoniony przez grupkę pościgową. Na niewielkim wypłaszczeniu pod zjeździe zostaje już tylko 5 osobowa grupka. Skręt w prawo i najdłuższy i najbardziej wymagający podjazd tego dnia. Nigdy wcześniej nie jechałem tej góry więc obawiałem się tego wzniesienia. Zaczyna się dość niewinnie a po chwili droga zaczyna się robić naprawdę stroma a do tego dochodzi nie zbyt dobra nawierzchnia w początkowym fragmencie podjazdu.  Nogi zaczynają dawać oznaki coraz mocniejszego zmęczenia. W połowie podjazdu robi się naprawdę stromo i nie wytrzymuję tempa naszej małej grupki. Staram się minimalizować straty. Po 23'58" wspinaczki osiągam dach wyścigu:) Ponownie zjazdy i ponownie dojeżdżają do mnie słabsi zawodnicy. Ale tym razem nie mam zamiaru dać się wyprowadzić czechom w pole i odpaść na zjeździe. Zaczynam ryzykować jak tylko mam okazje. Na szczęście zjazdy z tej przełęczy są wyjątkowe łaskawe dla mnie i bez problemu utrzymuje się w grupce. Kiedy już cieszyłem się że będę finiszował z nowej grupki która utworzyła się na zjeździe na 4 km przed metą na bardzo niewielkim podjeździe dopadają mnie przeokropne skurcze:(  Nie jestem w stanie utrzymać tempa. Szybko jeszcze wlewam w siebie magnez ale bez rezultatu. Tracę ok. 100m do grupy. Jeszcze raz podejmuję próbę dojścia do grupy ale nie udaję się. Powoli widzę jak grupa znika za zakrętem. Ostatnie 4 km jadę sam z wielkim bólem na twarzy. Jak by tego było mało 200m przed finiszem robi się sztywny podjazd finałowy. Robię wszystko aby tylko nie zsiąść z roweru. Nawet powolna jazda nie zdaję egzaminu bo robi się naprawdę stromo. Siłą woli udaję mi się wjechać na metę i zaraz za nią zatrzymuję się bo ból nóg jest nie do zniesienia. Chwile odpoczywam a nogi zaczynają dochodzić do siebie:) Cieszę się że udało się dojechać cało i zdrowo do mety w Stity:)  Po chwili odpoczynku udaję się na posiłek i cały i zdrowy wracam do domu. Reasumując ten wyścig mogę powiedzieć że wart był przejechania tylu km aby w nim wystartować.Na pewno za rok się tu pojawię:) Szkoda tylko że moi koledzy, których zapraszałem do udziału nie mogli wystartować. 

   


Kategoria Wyścigi 2014


  • DST 87.50km
  • Czas 02:50
  • VAVG 30.88km/h
  • VMAX 71.94km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 195 ( 95%)
  • HRavg 178 ( 87%)
  • Kalorie 2750kcal
  • Podjazdy 1550m
  • Sprzęt Giant TCR COMPOSITE 2 COMPACT 2011
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tour de Mała Skała

Niedziela, 1 czerwca 2014 · dodano: 02.06.2014 | Komentarze 5

Po dniu przerwy przyszedł czas na pierwszy w tym roku wyścig w Czechach pod nazwą Tour de Mała Skała. Wyścig ma charakter górski więc zdecydowanie mi przypasował. Jednakże długo zastanawiałem się czy jechać ponieważ kilka dni wcześniej zaczął mi doskwierać kręgosłup. Zażyłem odpowiednie medykamenty i dolegliwości na czas wyścigu ustały. Zabrałem ze sobą Pana Andrzeja i jego żonę i we trójkę pojechaliśmy w kierunku Liberca. Na miejscu byliśmy lekko po 8 rano więc poszedłem zapisać się na wyścig i tu spotkała mnie niespodzianka. Wpisowe było 200 koron ale dla tych którzy mieli licencje. Dodatkowo musiałem jeszcze dopłacić następne 200 koron za brak licencji :) Z pomocą jak zawsze przyszedł mi Pan Andrzej i mnie poratował. Pana Andrzeja i jego żonę podwiozłem pod górę Jested a sam wróciłem z powrotem na start. Miałem mało czasu ale na szczęście zdążyłem ze wszystkim. Na starcie na pierwszy rzut oka bardzo dużo kolarzy bo jak to u Czechów przystało start był wspólny. 


  Ustawiłem się jak tylko najbliżej się dało i czekałem na sygnał startu. Godzina 9:50 i start. Już na starcie straciłem sporo pozycji i wylądowałem bez mała na samym końcu peletonu. Plan zakładał jak najdłużej utrzymać się w głównej grupie i to mi się udawało. Tempo zaraz po stracie oscylowało ok. 40km/h. Ale na końcu peletonu aż tak tego nie odczuwałem. Jedynie tętno dawało oznaki takiej prędkości. 

Jadać na końcu peletonu kątem oka wiedziałem już z kimś mi się przyjdzie zmierzyć w grupetto. Nie dało się ukryć że i tak w końcu odpadnę od głównej grupy. Kiedy zaczął się podjazd w  Jablońcu zaczęła się selekcja od końca. Resztkami sił co chwile dociągałem do końca peletonu. Cieszyłem się że to nie ja pierwszy odpadłem. Niestety chwile później ja również nie utrzymałem tempa peletonu. A to był dopiero początek podjazdu:( Uformowało się 6 osobowe grupetto kiedy wjechaliśmy na szczyt. Miałem cichą nadzieję że jeszcze jakimś cudem dojdziemy peleton ale nic z tego. Zaczęły się zjazdy i tu już miałem problem z utrzymaniem tempa naszego grupetto. Prędkość na zjazdach przekraczała 70km/h. Nie znałem trasy więc trzymałem się na końcu. Po przejechaniu 30 km dojechalismy do miejscowości Mała Skała a licznik pokazywał śrędnią ponad 35km/h. Od razu nasuneło mi się pytanie jaka średnią miał peleton w tym miejscu?!
               Martin Husek nr. 176 to głownie niemu nasze grupetto pędziło po płaskim niczym TGV.
Zaraz na Mała Skałą skręcamy w prawo i zaczynamy drugi tego dnia podjazd piękną wąską drogą w kierunku Frydstejn. Tu już każdy z nas jedzie własnym tempem. Zaczyna się wszystko rwać i tworzyć się dwójki. Mi przychodzi jechać z Martinem. Przed nami pierwsza dwójka z naszego grupetto. 
                                                Razem w Martinem ścigamy pierwszą dwójkę:)
  Dzięki współpracy na szczyt wzniesienia dojeżdżamy w 4 osobowym gronie. Zaczyna się drugi Okruh i ponowny szybki zjazd w kierunku Zelezny Brod i Mała Skała. Tutaj jadę znacznie odważniej i to ja zaczynam dyktować tempo z góry. Na wypłaszczeniu czekam na swoich kompanów i do Mała Skała jedziemy razem. Czuje się całkiem dobrze ale zaczynam powoli zerkać na licznik ile mamy do mety. Mijamy Mała Skała i ponownie skręt w prawo i 3 podjazd tego dnia. Tutaj idzie już ciężko. Ale mozolnie wspinamy się na szczyt wzniesienia. 2 km przed szczytem w najgorszym momencie dopadają mnie skurcze. Zaginam się i walczę aby moje grupetto mi nie odjechało. Jakimś cudem udaje mi się wjechać z nimi na szczyt. Teraz lekko w dół do mety. Kiedy już myślałem że bez problemu uda mi się dojechać w grupetto. Chłopaki pokręcają jeszcze tempo przez ostatnie 12 km. Co chwile siła woli i z bólem na twarzy dołączam do nich jako ostatni. Nie przypuszczałem że jazda w grupetto będzie aż tak ciężka. Ostatnie km to już praktycznie płasko. Lecz skurcze nie dają za wygraną i co chwile kiedy się zrywam bardzo mnie boli. Rozpoczyna się ostatnie 200m do mety. Chłopaki jadą na całego ale ja też nie puszczam koła. Skręt w prawo i tu nagle dziecko mi wyskakuje przed rower. Zwalniam ale nie daje już rady powalczyć na kresce i przyjeżdżam jako 4 z grupetto i na 64 pozycji open:)  Na mecie czuje wielkie zadowolenie i ulgę że udało mi się powalczyć na tak trudnym terenie jakim są bez wątpienia Czechy. W nagrodę czekają już na mnie....
     
Jednym słowem wyścig szosowy w Czechach bardzo ale to bardzo udany. Jedyne nad czym ubolewam że nie udało mi się namówić moich kolegów bo ściganie w polskim gronie dodaje jeszcze smaczku:)



Kategoria Wyścigi 2014


  • DST 66.90km
  • Czas 02:18
  • VAVG 29.09km/h
  • HRmax 196 ( 96%)
  • HRavg 178 ( 87%)
  • Kalorie 2205kcal
  • Podjazdy 1257m
  • Sprzęt Giant TCR COMPOSITE 2 COMPACT 2011
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Klasyk Radkowki 2014

Sobota, 24 maja 2014 · dodano: 27.05.2014 | Komentarze 5

Klasyk Radkowski śmiało można było nazwać piekłem kotliny Kłodzkiej. Regulamin Pucharu Polski zmienił się i tym razem można było ustawić sobie grupę na tyle mocną żeby walczyć o jak najlepsze miejsce i czas. Dzień przed startem wiedziałem już że mam mocną grupę i będzie bardzo ciężko. W grupie znaleźli się Paweł Bury, Krzywy, Bartek, jego ojciec i jeszcze kilka dobrych osób. Rano dojechałem wraz z Panem Andrzejem i Markiem do Radkowa. Pan Andrzej tym razem wspierał mnie duchowo i cieszę się że pojechał z nami. Bardzo sprawnie poszło odebranie numeru i mogłem spokojnie udać się do auta coś przekąsić przed startem. Z chwilą zbliżania się godziny startowej pogoda coraz bardziej zaczynała się psuć. Kwadrans przed startem zaczęło padać i do końca siedziałem w aucie. Tak dobrze się siedziało w ciepłym że nie chciało mi się wychodzić na taka pogodę. Czułem znużenie i zmęczenie. Minutę przed startem stawiłem się na starcie. Tak się spieszyłem że pojechałem bez jedzenia. Zostało w aucie. Godzina 9:02 i ruszamy. Tempo odziwo nie za szybkie. Ale to był dopiero początek. Za Wambierzycami dopiero grupa pomału zaczęła się rwać. Na szczęście jeszcze mogłem utrzymać koło ale jak skręciliśmy w prawo na Chocieszów nie mogłem utrzymać tempa naszej grupy i jechałem swoim tempem. Cały czas grupa była kilkadziesiąt metrów przed mną ale nie mogłem do nich dojechać. Za chwile dojechał do mnie Bartek i o ile dobrze pamiętam Pan Oskulski i tak we trojkę dojechaliśmy na szczyt wzniesienia. Potem nastąpił tragiczny zjazd w dół po czymś co przypominało asfalt. Jechało się od prawa do lewa. Modliłem się tylko żeby nie złapać kapcia i dojechać w całości do mety. Cały czas nasza trójka zgodnie współpracowała. Byłem pod wrażeniem jak Bartek poprawił jazdę w górach. Na punkcie kontrolnym na 40km nasza grupka pościgowa traciła niecałe 4' do grupy Pawła Burego i Krzywego. Szybki zjazd od Kudowy i zaczął się podjazd pod Karłów. Nasza grupka z początku podjazdu powiększyła się bo dojechała do nas koleżanka Dorota Gąsiewicz, która pod górę jechała jak kozica.

Niestety odjechała nam i dalej jechaliśmy we trójkę. W połowie podjazd na czoło wyszedł Bartek i to on dyktował bardzo równe tempo. Ok. 2 km przed szczytem wzniesienia brakło mi już siły i musiałem odpuścić. Na szczyt wzniesienia wjechałem sam. Myślałem jeszcze że na zjazdach dojdę Bartka ale nie miałem już sił na pościg. Poza tym było bardzo ślisko i nie chciałem ryzykować.  Tak spokojnym już tempem dojechałem do linii mety gdzie czekał już na mnie Pan Andrzej i mnie pocieszał. 

      Czas 2h18'39" w porównaniu do poprzednich lat jest lepszy o 5'35" ale to wpływ jazdy w grupce. Reasumując można stwierdzić że to nie był jednak mój dzień:( Pewne jest jednak to że za rok Radków nie znajdzie się na mapie moich startów. Chyba że droga ulegnie znacznej poprawie. Gratulacje dla Krzywego a zwłaszcza dla Marka, który debiutował na wyścigach szosowych i wynik, który osiągnął jest rewelacyjny!!!


Kategoria Wyścigi 2014


  • DST 6.05km
  • Czas 00:14
  • VAVG 25.93km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 196 ( 96%)
  • HRavg 184 ( 90%)
  • Kalorie 242kcal
  • Podjazdy 170m
  • Sprzęt Giant TCR COMPOSITE 2 COMPACT 2011
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Czasówka na Hradecek

Środa, 30 kwietnia 2014 · dodano: 30.04.2014 | Komentarze 3

Dziś zadebiutowałem w Vrcharska liga:) Jest to seria czasówek pod górę na terenie Czech dla amatorów. Start przewidziany był na 17 więc mogłem spokojnie wybrać się z całą rodziną:) Skrzyknąłem jeszcze kolegów i części udało się dojechać.Zawsze to raźniej w polsko języcznym gronie.  Na starcie stawiłem się ja, Krzywy i Ferdek. Atmosfera istnie piknikowa. Szybko zapisałem się i odebrałem numer. W planach miałem jeszcze udział mojej żony ale niestety Hania postanowiła zaprotestować i mieć mamę dla siebie:) W takim wypadku tylko ja wziąłem udział z całej rodziny. Starty uczestników były co minutę więc start z moim numer 62 był dopiero o 18. Wdaje mi się że liczba uczestników przerosła oczekiwania organizatorów. W ubiegłym roku było ich zaledwie 28 a dziś ponad 70 osób. Bardzo długo oczekiwało się na start. Kiedy przyszła moja kolej nie spodziewanie dowiedziałem się że będę jechał razem z Czechem. Widać organizatorom bardzo spieszyło się szybko zakończyć tą rywalizację skoro pod koniec puszczali ludzi po dwóch. Cóż przyszła kolej to ruszyłem. Na rozgrzewce czułem niestety jeszcze ból mięśni po górskich bieganiach:( Trasa liczyła 6,050m więc na oszczędzanie się nie było czasu. Od startu poszło bardzo dobre tempo. Czech prowadził a ja za nim. Niestety za Vlicicami Czech mi odjechał i od tego momentu była to jazda z samym sobą. Po 4,2 km międzyczas pokazał 7'26". Ale od tego momentu było już tylko do góry. Droga wiła się serpentynami a ja musiałem walczyć z bólem mięśni. Zacisnąłem zęby i jechałem. Po 14'35" wg. mojego pomiaru byłem już na szczycie wzniesienia:)  Potem szybko zjazd i powrót do domu. Jutro miałem w planach udział w maratonie ale niestety będę musiał odłożyć w czasie udział w tak długim biegu. Ale jak to mówią co się odwlecze to nie uciecze:) Przed startem jeszcze pamiątkowa fotka:)


Kategoria Wyścigi 2014


  • DST 61.30km
  • Czas 01:36
  • VAVG 38.31km/h
  • VMAX 45.42km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 198 ( 97%)
  • HRavg 164 ( 80%)
  • Kalorie 1647kcal
  • Sprzęt Giant TCR COMPOSITE 2 COMPACT 2011
  • Aktywność Jazda na rowerze

Żądło szerszenia 2014

Sobota, 26 kwietnia 2014 · dodano: 27.04.2014 | Komentarze 4

Nadszedł w końcu czas aby zacząć tak naprawdę sezon kolarski. Żądło Szerszenia jest właśnie tym wyścigiem. Jak co roku jest to dla mnie prognostyk w jakiej dyspozycji jestem u progu nowego sezonu. W tym roku wyjątkowo zdecydowałem się na jazdę po płaskim na krótkim dystansie. Dzień przed zawodami dowiedziałem się że moja grupa tak jak Krzywego nie będzie należała do najmocniejszych. Ale cóż takie są prawa maratonów w Polsce i trzeba się z tym pogodzić. Ważne było to żeby jechać do przodu. O 10 zameldowałem się w Trzebnicy i odebrałem swój numer startowy. Na rozgrzewkę nie miałem za wiele czasu ale mając na uwadze że będzie element dojazdu do startu ostrego to w zupełności mi wystarczy. O 10:44 ruszyliśmy za motocyklem honorowo przez miasto gdzie napotkaliśmy korki. Ktoś zapomniał wyłączyć światła:)

O 10:59 nastąpił start ostry. Ustawiony byłem w pierwszym szeregu więc ruszyłem jako pierwszy.
  
Od razu narzuciłem ostre tempo żeby sprawdzić jak to naprawdę jest z moją grupą. Ku mojemu zaskoczeniu na kole usiadło mi 7 osób. Zastanawiałem się jak to jest możliwe skoro dzień wcześniej analizowałem swoich konkurentów. Moja radość niestety nie trwałą zbyt długo bo po kolejnych km  zaczęła się selekcja od tyłu. Po 10 km zostało nas jak się nie mylę 5 osób, którym naprawdę zależało na wyniku i zaczęli współpracować. Bardzo się ucieszyłem że mogę jechać razem z nimi. Tempo było mocne a co a tym idzie bardzo równe. Nikt nie szarpał. A jak było równo to pozwoliłem sobie na fotografowanie naszej ekipy:)

Co chwile łapaliśmy jakieś osoby w grup wcześniejszych. Siadali na koło i odpadali. Momentami strasznie było odczuwałem podmuchy wiatru kiedy dawałem zmianę. A jak schodziłem na koniec to nie mogłem się ustawić. Jechałem jak pijany zając. Widać było brać obycia z wiatrami:( Minęliśmy punkt kontrolny na 40 km i zarazem bufet ale nikt nie zdecydował się zatrzymać i pojechaliśmy dalej. Cała piątka  nadal cały czas zgodnie współpracowała:)

Z każdym kolejnym km uświadamiałem sobie że mam bardzo dobrą grupę która jest w stanie dojechać do końca. Kiedy nieubłaganie zbliżaliśmy się do Trzebnicy kalkulowałem jak tu rozegrać finisz w mojej grupki. Nie wiem co mi się ubzdurało że meta jest w samym mieście ale ostatnie metry finiszu najzwyczajniej w świecie przespałem. Kiedy nagle chłopaki wyskoczyli mi za pleców nie wiedziałem o co chodzi a oni po prostu zaczęli finiszować:) Wtedy to już było za późno na reakcje. Ale walczyłem i finiszowałem na drugim bądź trzecim miejscu.

Istotnym faktem też było że km mi się nie zgadzały miało być 75 a było o wiele mniej. Chyba muszę ponownie skalibrować swój licznik.  Po przejechaniu linii mety pierwsze co zrobiłem to telefon do moich dziewczyn że jestem cały i zdrowy. Potem szybko kiełbasa z kaszanką. Krótka rozmowa z Krzywym na mecie i powrót bo wieczorem niestety musiałem iść na nockę do pracy. Tak się szybko zmyłem że nawet nie wiedziałem jakie miejsce zająłem ale to było najmniej istotne. Ważne że czułem zadowolenie z jazdy i to mnie najbardziej ucieszyło. Teraz dzień odpoczynku po nocy i przygotowywanie się do czasówki w środę:)


Kategoria Wyścigi 2014