Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Mountventoux z miasteczka Kowary. Mam przejechane 38469.33 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 401673 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Mountventoux.bikestats.pl
  • DST 127.00km
  • Czas 04:14
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 62.57km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 204 (100%)
  • HRavg 171 ( 83%)
  • Kalorie 3837kcal
  • Podjazdy 2236m
  • Sprzęt Giant TCR COMPOSITE 2 COMPACT 2011
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kellys Rampusak 2014

Sobota, 21 czerwca 2014 · dodano: 25.06.2014 | Komentarze 3

Kellys Rampusak to kolejna impreza w Czechach z serii marathon 53x11 więc nie mogło mnie tam zabraknąć. To już mój trzeci udział w tej prestiżowej imprezie. Wyjechałem o 5 nad ranem i po 2h25" byłem u celu. Pogoda na miejscu niemal idealna na rozgrywanie zawodów. Bardzo szybko udało się załatwić formalności związane z zapisaniem się na wyścig. Została godzina do startu więc spokojnie mogłem się przygotowywać do startu. Jedynie na co mogłem narzekać to na zmęczenie jazdą samochodem na miejsce i na bolące gardło ale zażyłem odpowiednie medykamenty i było całkiem dobrze. Na godz. 9 zaplanowano na start ale już kwadrans przed startem nie było szans aby dopchać się na przód stawki. Pozostało mi jedynie ustawić się w ostatnim szeregu i czekać na start.Start i ruszamy. Chwile trwa zanim ruszam bo na starcie ponad 200 kolarzy:) Od samego startu ostre tempo pod górę i od razu wszystko się rwie a ja mam problemy żeby przebić się do przodu.

Pierwszy 3 km odcinek jazdy pod górę jadę na całość żeby załapać się do głównego peletonu. Niestety po raz kolejny na tym podjeździe peleton mi ucieka mimo moich wysiłków:( Ale nic straconego. Zaraz za szczytem formuję się grupetto w liczbie ok. 20 kolarzy. Szybki zjazd i kolejny podjazd i tu moje wielkie zaskoczenie bo  nikt nie chce dyktować tempa. Nie namyślając się długo przesuwam się do przodu i zaczynam dyktować tempo pod górę z nadzieją że jakimś cudem dogonimy peleton. Nic bardziej mylnego, nikt z moich towarzyszy ani myśli wyjść na zmianę. Tak więc holuje całą gromadę kolarzy na szczyt kolejnego wzniesienia. Zaczynają się bardzo kręte zjazdy i tu zaczynam mieć problemy z utrzymaniem tempa z góry:( Tragicznie wychodzą mi te zjazdy i spadam na ostatnią pozycję w grupetto. Kolejny podjazd i ponownie wychodzę na czoło i ciągnę całą grupę. 

Tak mijają kolejne km i nic się nie zmienia:( Tracę na zjazdach i gonię grupę a pod górę dyktuję tempo ale ile można?! Dojeżdżamy do miejscowości Rokytnice w Orlickich Horach i zaraz za miejscowością decyduje się zaatakować z małego peletonu. Na kole siada już tylko jeden czech.  Od razu zyskujemy niewielką przewagę i mamy ok. 20" przewagi nad grupą na szczycie. Niestety jak tylko rozpoczynają się zjazdy trwonię całą przewagę jaką wypracowałem na podjeździe. Ponownie grupa się zjeżdża a ja ponownie spadam na ostatnie pozycje:( Postanawiam dać popracować innym i jadę od tego momentu na końcu grupetto a jak jest sposobność to napieram się widokami. Jedziemy wąską drogą wzdłuż granicy polsko-czeskiej a nawet na moment wjeżdżamy do Polski:)

Na 77km trasy zbliżamy się do bufetu. Cieszyłem się na ten fakt bo w bidonie nie za wiele zostało picia i jedzenia. Kiedy dojeżdżamy do bufetu okazuje się że nikt prawie z mojego grupetto nie ma zamiaru się zatrzymać. Zatrzymanie w takim przypadku oznaczało pożegnanie się z całą grupą. Ja zmuszony jestem zwolnić i chwytam jedynie banana. Niestety tylko tyle udaje mi się wywieść ze strefy bufetu:( Kiedy zwolniłem i chwytałem jedzenie nagle słyszę wielki huk i trzask. Oglądam się i wiedzę jak kilka osób za mną przewracają się i wpadają na stoły z jedzeniem i piciem. Przerażająco to wyglądało. Teraz widzę na własne oczy jak wielka wola walki jest u naszych południowych sąsiadów,którzy za wszelką cenę i na pełnej prędkości chcą wziąć jedzenie i piecie w strefie bufetu. Jak bym się tam zatrzymał to pewnie wpadli by na mnie. Ufff... Dołączam do peletoniku i jedziemy razem. Teren nie co się wypłaszcza i mogę odpocząć. Niestety powoli zaczynam odczuwać zmęczenie i nogi już nie są świeże. Chyba za wysoką cenę zapłaciłem w I połowie wyścigu kiedy dyktowałem tempo. Ale cóż mądry Polak po szkodzie:) Zaczyna się przed ostatni podjazd tego wyścigu. W tym właśnie miejscu dochodzi do decydujących ataków. Od początku podjazdu czesi zaczynają podkręcać tempo. Z trudem bo z trudem ale udaje mi się utrzyamać tempo najlepszych z peletoniku. Jednakże grupetto porwało się na tym podjeździe całkowicie. Na szczyt wjeżdżam jak trzeciej pozycji. I ponownie zjazd i ponownie zostaje dogoniony przez grupkę pościgową. Na niewielkim wypłaszczeniu pod zjeździe zostaje już tylko 5 osobowa grupka. Skręt w prawo i najdłuższy i najbardziej wymagający podjazd tego dnia. Nigdy wcześniej nie jechałem tej góry więc obawiałem się tego wzniesienia. Zaczyna się dość niewinnie a po chwili droga zaczyna się robić naprawdę stroma a do tego dochodzi nie zbyt dobra nawierzchnia w początkowym fragmencie podjazdu.  Nogi zaczynają dawać oznaki coraz mocniejszego zmęczenia. W połowie podjazdu robi się naprawdę stromo i nie wytrzymuję tempa naszej małej grupki. Staram się minimalizować straty. Po 23'58" wspinaczki osiągam dach wyścigu:) Ponownie zjazdy i ponownie dojeżdżają do mnie słabsi zawodnicy. Ale tym razem nie mam zamiaru dać się wyprowadzić czechom w pole i odpaść na zjeździe. Zaczynam ryzykować jak tylko mam okazje. Na szczęście zjazdy z tej przełęczy są wyjątkowe łaskawe dla mnie i bez problemu utrzymuje się w grupce. Kiedy już cieszyłem się że będę finiszował z nowej grupki która utworzyła się na zjeździe na 4 km przed metą na bardzo niewielkim podjeździe dopadają mnie przeokropne skurcze:(  Nie jestem w stanie utrzymać tempa. Szybko jeszcze wlewam w siebie magnez ale bez rezultatu. Tracę ok. 100m do grupy. Jeszcze raz podejmuję próbę dojścia do grupy ale nie udaję się. Powoli widzę jak grupa znika za zakrętem. Ostatnie 4 km jadę sam z wielkim bólem na twarzy. Jak by tego było mało 200m przed finiszem robi się sztywny podjazd finałowy. Robię wszystko aby tylko nie zsiąść z roweru. Nawet powolna jazda nie zdaję egzaminu bo robi się naprawdę stromo. Siłą woli udaję mi się wjechać na metę i zaraz za nią zatrzymuję się bo ból nóg jest nie do zniesienia. Chwile odpoczywam a nogi zaczynają dochodzić do siebie:) Cieszę się że udało się dojechać cało i zdrowo do mety w Stity:)  Po chwili odpoczynku udaję się na posiłek i cały i zdrowy wracam do domu. Reasumując ten wyścig mogę powiedzieć że wart był przejechania tylu km aby w nim wystartować.Na pewno za rok się tu pojawię:) Szkoda tylko że moi koledzy, których zapraszałem do udziału nie mogli wystartować. 

   


Kategoria Wyścigi 2014



Komentarze
Mountventoux
| 19:53 niedziela, 29 czerwca 2014 | linkuj Dzieki Marcinie:) Byłem 116/204 więc byłem w środku stawki:) Straciłem do pierwszego aż 39''02" :( Następnym razem ustawie się w pierwszym szeregu:)
birdas
| 06:49 niedziela, 29 czerwca 2014 | linkuj Wielkie gratulacje Pawle. Duży dystans, przewyższenie, prędkość średnia też kosmiczna. Mnie w moich imprezach skurcze łapią na ok. 30 km :( A jak to wyszło w odniesieniu do zajętego miejsca ?
andrzejrangl
| 14:38 czwartek, 26 czerwca 2014 | linkuj Gratuluję hartu ducha. Mimo kłopotów na trasie dał Pan sobie radę. Jak będę tylko w dobrym zdrowiu, na pewno w przyszłym roku będę jechał. Panie Pawle w tym wyścigu jechał Pan chyba piąty albo szósty raz. Ja jechałem już dwa razy, a w zeszłym i tym roku ta impreza mnie ominęła.
Gratuluję jeszcze raz. Nie wynik jest ważny, ale chęć przejechania tej trasy.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa itree
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]